Autor: Magdalena Kobus
Jeśli ktoś z was oglądał kiedyś Gilmore Girls, z pewnością pamięta Paula Ankę. Psa, nie wokalistę. Kundel po przejściach, adoptowany przez główną bohaterkę serialu, czasem do bólu przypomina mi Fisię. Ma np. długą listę absurdalnych lęków (boi się popkornu), które na szczęście wszyscy szanują. Ma też skomplikowaną relację z jedzeniem. I choć na stopklatkach powyżej widać, że Lorelai naprawdę stara się zrobić wszystko, by Paul Anka w spokoju zjadł kolację – to trudno nie zauważyć, że ta „ładna, nowa, żółta miska” jest akurat… taka sobie. Mam wrażenie, że jeśli chodzi o sposoby karmienia psa, są dwa rodzaje opiekunów. Ci, którzy karmią według określonych zasad lub przy pomocy specjalnego osprzętu. I ci, u których wiecznie pełna miska żarcia stoi po prostu zawsze na wierzchu. My należymy do tej pierwszej sekty. Wyznajemy zasadę, że pies nie powinien mieć stałego dostępu do jedzenia – miska pojawia się na ziemi tylko na czas karmienia i znika po skończonym posiłku. A najlepiej, żeby w ogóle nie była to typowa miska. Dlatego kiedy wchodzę do kogoś do domu i widzę stojącą na podłodze zwykłą, smutną michę z wyjedzonymi do połowy chrupkami, włos jeży mi się na moim duchowym psim ogonie.
Zobacz oryginalną recenzjęInformacji na temat plebiscytu oraz zgłoszeń produktów i usług udzielają:
Nina Gowin - organizator plebiscytu
n.gowin@dogandsport.pl
Małgorzata Czekała
m.czekala@dogandsport.pl
Katarzyna Rożko
k.rozko@dogandsport.pl